Sprzątania świata nie będzie

Nie ma się co łudzić – w tym roku nikt za nas Ziemi nie posprząta. Nie będzie wiosennej akcji usuwania śmieci z lasów, brzegów rzek i przydrożnych rowów, nie będzie dzieci i młodzieży, która w rękawiczkach zbierze do plastikowych worków tony śmieci.

To, co jakieś „niewidzialne ręce” wyrzuciły w publiczną przestrzeń, m.in. w Zagórzanach i Krakuszowicach, skąd pochodzą zdjęcia nadesłane nam przez Czytelników, zostanie tam na dłużej niż zwykle, psując nie tylko estetykę, ale zagrażając środowisku. Autorów tej sytuacji niewiele to jednak obchodzi – nie boją się mandatów grożących za wysypywanie śmieci i odpadów w lesie czy przy drodze, nie interesuje ich, że tworzą siedliska dla szczurów i innych „przyjemniaczków”, nie wzrusza, że różne dziwne substancje dostają się do gleby. Grunt, że uporządkowali swój dom, swoje otoczenie. 

Zastanawiam się, co kieruje takimi ludźmi w sytuacji, gdy wywóz śmieci sprzed domu i tak mają opłacony, gdy dwa razy w roku odbiera się tzw. odpady wielkogabarytowe, a własnym transportem, (którym przecież dysponują twórcy dzikich wysypisk, bo nikt nie wynosi na drogę na własnych plecach worów ze śmieciami ani sfatygowanych mebli) można je dowieźć codziennie do Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych.

Jestem w stanie zrozumieć – choć nie pochwalam – że jakiemuś wędrowcowi, gdy już zaspokoi pragnienie, nie chce się nosić pustej butelki i rzuci ją koło drogi. Ale jak to możliwe, że znajdą się tam dziesiątki takich plastikowych butelek, stare miednice, doniczki, części samochodowe? 

Czy to kwestia delikatnie mówiąc – braku kultury, czy też wieloletniego przyzwyczajenia? Bo niestety dzikie wysypiska straszyły u nas od zawsze. Przez wiele ostatnich lat na wiosnę likwidowały je firmy odpowiedzialne za utrzymanie czystości, wspomagane przez setki uczestników akcji „sprzątanie świata”. A chyba prościej byłoby zamiast świat sprzątać – po prostu go nie zaśmiecać.

Barbara Rotter-Stankiewicz