– Wędkarstwo to doskonała okazja do rozmowy i odpoczynku po ciężkim tygodniu pracy. Kiedy ryby są mniej chętne do współpracy, zawsze pod ręką mamy karty bądź szachy – mówi Adam Szostak.
– Jest Pan młodym człowiekiem, ale z bardzo dużym doświadczeniem wędkarskim. Kiedy rozpoczęła się Pana przygoda z wędką?
– Pierwsze kroki z wędką stawiałem mając siedem, może osiem lat. Pod bacznym okiem taty zdobywałem doświadczenie łowiąc na spławik płocie, ukleje i okonie. Pamiętam, kiedy pierwszy raz złowiłem karpia ważącego ok. dwóch kilogramów. To był przełomowy moment! Od tego czasu każde kieszonkowe inwestowałem w sprzęt, który nie jest tani, niestety. W wolnych chwilach pogłębiałem wiedzę czytając gazety i oglądając i filmy o tematyce wędkarskiej.
– Gdzie najczęściej można Pana spotkać wędkującego?
– Od samego początku wędkuję na stawach pożwirowych w swojej rodzinnej miejscowości Nieznanowice. Od zeszłego roku również na tzw. „Oczku” w Marszowicach.
– Czy wędkuje Pan sam, czy ma Pan stałe towarzystwo?
– Czas nad wodą zawsze spędzam z młodszym bratem Krzysztofem. Wzajemnie się uzupełniamy, co daje dobre efekty. Od kilku lat często towarzyszy mi również moja narzeczona Żaneta, którą także zaraziłem swoją pasją i pomimo wszelkich jej obaw – idzie jej prawie równie dobrze jak nam! Wędkarstwo dla wielu kojarzy się z nudą i wpatrywaniem w wędki; nic bardziej mylnego. Często zapraszamy na nasze „zasiadki” znajomych na grilla czy ognisko. Jest to doskonały moment na rozmowę i odpoczynek po ciężkim tygodniu pracy. Kiedy ryby są mniej chętne do współpracy, zawsze pod ręką mamy karty bądź szachy.
– Jakimi sukcesami wędkarskimi może się Pan pochwalić?
– Zdobywana wiedza i doświadczenie sprawia, że każdy następny sezon jest lepszy od poprzedniego. Z roku na rok udaje się łowić większe ryby. Sezon 2020 jest wyjątkowy i przełomowy w mojej dwudziestoletniej przygodzie z wędkarstwem. W maju wyholowałem karpia o wadze 17,7 kg co jest moim rekordem życiowym! Jak również pięknego, ponad 15 kg amura i kilka karpi powyżej 10 kg. Niezapomnianą rybą będzie dla mnie również sum z 2018 roku, który był pierwszym w naszym teamie i mierzył prawie dwa metry. Bardzo cieszy, kiedy uda się złowić dużą rybę! Świadczy to nie tylko o umiejętnościach, ale o tym, że ktoś łowiąc ją wcześniej darował jej życie, licząc że następni będą robić tak samo. W ostatnich dniach po raz pierwszy udało mi się złowić tego samego karpia, którego dzień wcześniej miał w rękach brat, a ja dwa lata temu! Dziś waży prawie 14 kg, 3 kg więcej niż dwa lata temu. Takie sytuacje podkreślają znaczenie stawów „No kill”, które posiadamy w naszym stowarzyszeniu aż cztery. Rokowania na następne lata są więc bardzo dobre.
– A stowarzyszenie to…
– Stowarzyszenie Wędkarskie Nieznanowice 2016 działa od czterech lat. To młode ugrupowanie, ale dzięki zaangażowaniu i charytatywnej pracy, głównie miejscowych wędkarzy, prężnie się rozwija. Dzierżawimy ponad 36 hektarów powierzchni, na których znajduje się aż siedem akwenów. Tereny te z roku na rok cieszą się coraz większym zainteresowaniem, co mnie bardzo cieszy i jeszcze bardziej motywuje do działania. Liczba członków stowarzyszenia oscyluje między 90 – 110 wędkarzy na dany sezon, a zapisy odbywają się zazwyczaj na przełomie lutego i marca. Dołączyć do nas może każdy miłośnik wędkarstwa, który uiści dobrowolną opłatę oraz podpisze znajomość regulaminu. Bliskie sąsiedztwo „Kuter Portu” jak i nowych ścieżek pieszo-rowerowych sprawia, że w ostatnio na terenach dzierżawionych przez nasze stowarzyszenie widać bardzo wielu spacerowiczów i rowerzystów.
– Czy wędkarze mogą ze sobą zabrać złowione ryby? Dużo jest ich w waszych stawach?
– Corocznie późną jesienią odbywa się zarybienie wszystkich zbiorników w zależności od potrzeb danego akwenu. Występują u nas praktycznie wszystkie gatunki ryb, jakie można spotkać na terenie naszego kraju, mowa oczywiście o wodach stojących. Dominują: karp, amur i szczupak, ale można też złowić okazałe sumy, jesiotry czy sandacze. Cztery stawy funkcjonują na zasadach „No kill”, czyli „Złów i wypuść”. Ryby można zabierać z trzech największych stawów. Ich ilość, wagę i wymiar ściśle określa regulamin. Wędkarstwo tutaj to hobby – nie kłusownictwo!
– Od kilku miesięcy sprawdza się Pan w nowej roli…
– W styczniu tego roku zostałem wybrany na stanowisko wiceprezesa nowego zarządu. Jednak po szybkiej rezygnacji prezesa z przyczyn osobistych, automatycznie jego obowiązki spadły na boje barki. Tak pewnie pozostanie do następnych wyborów. Chciałbym, aby nowy zarząd i członkowie nie zmarnowali pracy, trudu i wysiłku swoich poprzedników. Myślę, że akcje podejmowane na terenie całego terenu stowarzyszenia takie jak: sprzątanie, koszenie traw, kosmetyka stanowisk, naprawa dróg i dbanie o przestrzeganie regulaminu, stworzą jeszcze silniejszą grupę ludzi mających wspólne hobby, jakim jest wędkarstwo.
– Do naszej redakcji wpływają czasem prośby o apele, aby ludzie odpoczywający nad wodą nie niszczyli tarlisk, nie śmiecili. Czy wy też zauważacie ten problem?
– Niestety z roku na rok borykamy się z coraz większym brakiem kultury ze strony osób głównie przyjezdnych lub chyba nawet lepszym określeniem będzie – przejezdnych. Pozostawione przez nich gdzieś w zaroślach czy przy drogach śmieci to coraz większy problem, z którym musimy się zmagać. Wędkarze narzekają też na hałas i niszczenie dróg przez crossy i quady. W imieniu zarządu i członków Stowarzyszenia Wędkarskiego prosimy o zachowanie ładu i poszanowanie przyrody i ludzi odpoczywających na jej łonie.
Rozmawiała Iwona Warchał