Dobre miejsce

Marzena i Chris Nunnerley to małżeństwo polsko-walijskie. Poznali się w Walii, tam się pobrali i przez jakiś czas mieszkali. W 2013 roku podjęli decyzję o przeprowadzce do Polski.

– Co skłoniło Was do wybrania Polski i Gdowa na miejsce swojego zamieszkania?
Marzena: – Sytuacja rodzinna, choroba mojego ojca. Trzeba było zaopiekować się nim tu, na miejscu. Po śmierci mamy zabraliśmy go do Walii, ale nie było to dla niego dobre, gasł w oczach. Trzeba było podjąć szybką decyzję o przyjeździe do Polski. Stwierdziliśmy, że zobaczymy, co będzie. Od tego czasu minęło 7 lat. Najpierw Chris nas tylko odwiedzał, ale ustawił tak swoją pracę, by móc kierować firmą z Polski zdalnie.
– Mieszkaliście tam w małej miejscowości?
Marzena: – Chris pochodzi z Cardiff, to jest duże miasto, tam się wychował, ale wspólnie mieszkaliśmy w małym, spokojnym walijskim miasteczku.
– Chris, jaki był dla Ciebie ten początek w Polsce, czy był to szok?
Chris:– Jeśli chodzi o warunki, tam gdzie mieszkaliśmy w Walii było bardzo podobnie jak tutaj: spokój, cisza, bardzo mili ludzie…
– A co Ci się tutaj spodobało?
Chris:– Warunki życiowe, bezpieczeństwo – nikt nie goni po ulicy z nożami, mieszka się bezpiecznie. I pogoda! W tej części Walii, w której mieszkaliśmy wciąż jest: deszcz, deszcz i deszcz… Zmienia się tylko temperatura. Pogoda w Polsce jest 100 razy ładniejsza. Jest słonecznie. Piękne są święta, nawet gdy nie ma śniegu. Widać zmieniające się pory roku, każda jest inna.
– A co Ci się nie podoba?
Chris: – Nie ma niczego takiego. Nikt nie lubi korzystać ze środków publicznej komunikacji, ale tak jest wszędzie… Może brak zwyczaju wychodzenia wieczorem na drinka. Polacy siedzą w domach. Mało osób spotyka się w miejscach publicznych tak na co dzień, by „pobyć ze sobą”, porozmawiać, spotkać się…
– Jakie jeszcze są różnice między życiem w Polsce i w Walii?
Marzena: – Mieszkaliśmy w małym spokojnym mieście, w którym wychodzi się wieczorem całymi rodzinami.
Chris: – My także codziennie wychodziliśmy spotkać się z przyjaciółmi, sąsiadami, znajomymi, wypić kawę, porozmawiać. W pubach są telewizory, ogląda się wspólnie np. mecze. W restauracjach natomiast panuje zupełnie inna atmosfera, tam nie spotka się telewizora. W Polsce się to trochę miesza. Wspaniałe jest to, że Polacy podtrzymują tradycje rodzinne i świąteczne. W Walii prawie nie ma lokalnych festynów, a jeśli już są – to nudne. W Polsce przychodzą całe rodziny i dobrze się bawią. Na festynach nie ma bójek ani pijaństwa, imprezy są na poziomie. Jest spokojnie i bezpiecznie. Nie tylko dlatego, że ktoś pilnuje, ale tu młodzi ludzie są inni, ponieważ szanują prawo. W Walii jest pod tym względem inaczej.
– Jest bezstresowe wychowanie młodzieży?
Marzena: – Młodzież jest inna, ma więcej swobody. Inne jest również prawo.
Chris: – Podoba mi się też, że w niedzielę rodziny spacerują razem, bywają w różnych miejscach, idą na wspólny obiad, jeżdżą na rowerach. Nie pracują duże sklepy, supermarkety, jest zatem czas żeby pobyć ze sobą, a nie tylko spędzać go na zakupach. Tu nie ma uchodźców, którzy często zachowują się agresywnie. Kiedy spotykam się z turystami z innych krajów w Krakowie lub w Warszawie, mają te same spostrzeżenia, a do tego mówią, że tu jest spokój, odpoczynek, kultura i bezpieczeństwo. Jest także gdzie wyjść, jest ciekawie, mnóstwo różnych miejsc według potrzeb – mniej lub bardziej gwarnych.
– Można więc powiedzieć, że Polska jest dobrym miejscem do życia i do spędzenia weekendu, urlopu, wakacji?
Obydwoje: –Tak, jak najbardziej.
– No, ale żeby żyć – trzeba mieć pracę. Czym się zajmujecie?
Marzena: – Na początku pobytu w Polsce Chris prowadził zdalnie swoją firmę walijską. Obecnie zajmujemy się wynajmem apartamentów. Zaskoczył nas covid, bo wszystko opóźnił, ale udało się w zeszłym roku latem uruchomić jedno mieszkanie, a tego roku latem dobudowaliśmy i uruchomiliśmy drugie. W przyszłym roku planujemy otworzyć jeszcze jedno. Są to małe apartamenty 2 lub 4-osobowe. Jest w nich: salon, sypialnia, aneks kuchenny, łazienka i dostęp do ogrodu, grill.
– Macie też samochód dla gości?
Chris: – Mamy samochód, którym możemy wozić turystów na wycieczki. Ci, którzy przylecą samolotem, będą mogli z niego korzystać.
– Czy przyjeżdżają tu turyści zagraniczni?
Marzena: – Tak przyjeżdżają. Byli goście z Irlandii, Tajwanu, Niderlandów, z Francji, Włoch i oczywiście z Polski. To m.in. dzięki temu, że dużo się reklamujemy na różnych portalach.
– Czy nocują w Gdowie, a potem i jadą np. zwiedzać Kraków?
Marzena: –Tak, są zwiedzający, są też urlopowicze. Ktoś np. przyjechał na wesele i został kilka dni, żeby zwiedzać. Goście z Holandii mieszkali dwa tygodnie. Przyjechali na wakacje, nie chcieli mieszkać w mieście. Uznali, ze Gdów jest świetnym pomysłem i bazą wypadową. Jeździli stąd np. na plażę do Kuter Portu lub do Zakopanego.
– Pomaga Wam ta nasza nowa infrastruktura turystyczna nad Rabą?
Marzena: – Tak bardzo. Nie tylko mieszkańcy to doceniają, ale także przyjezdne rodziny z dziećmi, zwłaszcza większymi. Jest tu co robić. Można spacerować, jeździć na rowerze, iść na plażę, do lasu, spędzić czas w skateparku.
– Znaleźliście sposób by, opiekując się tatą jeszcze pracować, a jak spędzacie swój wolny czas? Macie wspólne pasje?
Chris: – Mamy mnóstwo przyjaciół, z którymi się chętnie się spotykamy. Trochę ćwiczymy na naszej siłowni, jeździmy na motocyklu, na rowerze. Marzena jeździ konno.
Marzena: – Dawniej dzieliliśmy wszystkie pasje, dużo razem podróżowaliśmy. Nadal wiele rzeczy robimy wspólnie, ale musimy też zajmować się moim tatą, który wymaga opieki i stałej obecności kogoś z nas, tylko przez kilka godzin dziennie bierze udział w zajęciach w ośrodku w Zagórzanach. Chris jest człowiekiem bardzo otwartym, chętnie zawiera znajomości, zdobywa nowych przyjaciół.
– Chris, wiem, że kilka razy byłeś zapraszany do szkół. Co tam robiłeś?
Chris: – Był to kontakt dzieci z językiem angielskim „na żywo”. Np. w okresie świąt opowiadałem po angielsku o świętach w Walii, a dzieci w miarę umiejętności opowiadały o świętach w Polsce. To były takie spotkania tematyczne.
Marzena: – Chris był żołnierzem Walijskiej Gwardii Królewskiej i jeździł po całym świecie.

– Jeździcie często do Walii?
Marzena: – Rzadko. Czasem Chris jedzie żeby coś załatwić, odwiedzić rodzinę. Nasze dzieci też nie odwiedzają nas zbyt często. Dużo podróżują, zmieniają miejsce zamieszkania. Na stałe jest z nami natomiast kot, którego przywieźliśmy z Walii.

Rozmawiała Anna Suchoń