TOMASZ MĘTEL z Pierzchowa prowadzi gospodarstwo rolne, które odziedziczył po rodzicach. Praca w gospodarstwie fascynowała go od najmłodszych lat. Obecnie zajmuje się produkcją roślinną (zboża i ziemniak jadalny) oraz zwierzęcą (trzoda chlewna w cyklu zamkniętym).
– Co jest dla Pana priorytetem?
– Szczególnie cenię sobie uprawę ziemniaka jadalnego. Odmiany staram się dopasować do potrzeb klientów i gustu mojej bliższej i dalszej rodziny. Nasze ziemniaki swój wyjątkowy smak zawdzięczają temu, że uprawiane są bez nawozów sztucznych, na żyznej ziemi z naszych terenów. Smakują lepiej niż te same odmiany uprawiane gdzie indziej. Mój kuzyn Franciszek wypromował nawet markę „ziemniaki z Pierzchowa”. Ludzie kupują je chętnie na targowisku Mój Rynek w Gdowie.
– Czy rodzina pomaga w prowadzeniu gospodarstwa?
– Oczywiście! Praca na roli to praca sezonowa, dlatego najwięcej pomocy od rodziny potrzebuję w czasie żniw oraz przy wykopkach i sortowaniu ziemniaków. Gdyby nie ta pomoc, trudno byłoby sprostać cięższym fizycznym pracom w naszym niezbyt wyspecjalizowanym gospodarstwie. Oprócz tego pracuję zawodowo, a moja żona, z racji swojego rolniczego wykształcenia, spełnia się w prowadzeniu wiejskiego gospodarstwa domowego. Można powiedzieć, że praca w gospodarstwie to pasja naszej rodziny.
– Rok 2020 upłynął nam pod znakiem koronawirusa. Czy pandemia miała wpływ na dochód z rolnictwa?
– Z powodu stanu epidemii na pewno hodowla stała się mniej opłacalna, a ceny zbóż nie były stabilne. Trudno było przewidzieć co, kiedy i gdzie sprzedać. Jednak rolnik musi być na wszystko przygotowany i elastyczny. Jak mówi przysłowie „raz na wozie, raz pod wozem”.
– A jak zapowiada się ten rok dla rolników? Czy zima była dla nich dobra?
– Zima była krótka, ale mroźna. Na szczęście pokrywa śnieżna ochroniła oziminy przed wymarznięciem. Przymrozki były potrzebne. Sprawiły, że wiosną ziemia będzie łatwiejsza w uprawie. W rolnictwie wiele zależy od pogody. Szczególnie w produkcji roślinnej ważna jest specyfika i klimat regionu. Nadmierne opady deszczu występujące w niewłaściwym okresie wegetacji uprawianych roślin, znacząco wpływają na wysokość plonów. Negatywne warunki pogodowe oznaczają również zwiększenie kosztów i nakładów na środki ochrony roślin. Jednak rolnicy z natury są optymistami, więc i ja z nadzieją spoglądam na rozpoczynający się rok. Pewien niepokój może budzić nowy okres programowania środkami unijnymi i sposób, w jaki będą dysponowane. Rolnicy z niecierpliwością i nadzieją czekają na nowe wytyczne w sprawie możliwości dofinansowania polskiego rolnictwa. Pojawiają się obawy związane z panującą epidemią ASF, czyli afrykańskiego pomoru świń. Koniec epidemii zapewne poprawiłby eksport trzody, a co za tym idzie opłacalność hodowli. Jest nam przykro, że dochód nie rekompensuje nakładu pracy włożonej w hodowlę tradycyjnymi sposobami, charakterystycznymi dla naszego regionu. Mam nadzieję, że ich trud i ciężka praca hodowców zostaną docenione i wynagrodzone.
– Jak spędza Pan wolny czas?
– Wydaje mi się, że czasu wolnego mamy coraz mniej. Zamiast długich wycieczek, chętnie wyjeżdżamy więc na jedno lub dwudniowe eskapady rekreacyjne. Mieszkam w bardzo urokliwym i spokojnym miejscu, stąd kontakt z naturą mam na wyciągnięcie ręki. Często słychać śpiew ptaków i rechot żab. To pozwala odpoczywać na co dzień.
– Czego możemy zatem Panu życzyć?
– Zdrowia i wielu sił, bym mógł nadal prowadzić gospodarstwo rolne. Wiem, że warto to robić choćby po to, by móc skosztować wyrobów z wieprzowiny ze swojej hodowli. Ich smak i aromat jest niezastąpiony. Docenia go cała moja rodzina. To dla niej podejmuję ten trud.
Rozmawiała
Maria Jelonek-Bankowicz