Z PIOTREM WOŹNICZKĄ, mieszkańcem Gdowa, prowadzącym od 12 lat rodzinne gospodarstwo rolne o różnych zastosowaniach rzepaku
– Skąd pomysł na uprawę rzepaku?
– Prowadzę gospodarstwo po rodzicach, głównie uprawiam pszenicę, a rzepak dodatkowo na własne potrzeby – na poplon, czyli taki jakby kompost, tworzony na miejscu głównej uprawy. Chodzi o zmianowanie upraw, dobrze jest przerwać monokulturę, żeby użyźnić glebę. Poprawia to plony i strukturę ziemi. Dobrym poplonem jest też gorczyca, ale rzepak jest łatwiejszy w uprawie.
– Co się z niego produkuje?
– Olej, nasiona i tak, jak w moim przypadku, służy do poplonu. W sąsiedniej miejscowości, w Fałkowicach, znajomy ma pszczoły, które przylatują do mnie na pole rzepakowe, zapylają i pozyskują nektar, z którego później powstaje miód rzepakowy. Taka symbioza.
– Jak duże jest gospodarstwo i czy to się opłaca?
– Małe, tylko 12 hektarów, jedynie na poplon i dla pszczół na miód. Natomiast duże gospodarstwa mają podpisane umowy z firmami, którym sprzedają rzepak do produkcji oleju i nasion.
– Jak wygląda proces uprawy?
– Rośliny rzepaku nie mają szczególnych wymagań glebowych, najlepiej udają się na glebach żyznych, bogatych w próchnicę, dobrze zaoranych. Termin siania zależy od odmiany i tego, czy jest to główna uprawa, czy służy na poplon. Po zbiorach pszenicy trzeba zaorać glebę i następnie w okolicy sierpnia posiać rzepak, który urośnie i zakwitnie w następnym roku na wiosnę. Wtedy wszyscy robią sobie zdjęcia na tle żółtych pól rzepaku. Na jesień przekopuje się pole, a on rozkłada się bezpośrednio w podłożu.
– Czy praca na gospodarstwie rodzinnym jest Pana głównym zajęciem?
– Na co dzień prowadzę swoją firmę, w której zajmuję się wykańczaniem wnętrz, a po pracy i w weekendy – rodzinnym gospodarstwem. Uprawiam głównie pszenicę, którą sprzedaję jako paszę dla zwierząt, a także rzepak i gorczycę.
Rozmawiała: Angelika Czyrnek – Markut