Pole musi być czyste jak łza

Adam Bednarski z Kunic prowadzi gospodarstwo rolne od 1979 roku. Rozpoczynał mając do dyspozycji 5 hektarów, teraz uprawia ponad 300, nie tylko w gminie Gdów. Jego gospodarstwo ma charakter rodzinny, w pracach pomagają mu trzej synowie. Posiada nowoczesną suszarnię, która wspiera lokalnych rolników, a także hale magazynowe i sprzęt rolniczy.

– Czym obsiewane są Pana pola?
– W tym roku zasiew poszedł w większości na zboża, łącznie 150 ha i na soję 140 ha, kukurydzy mamy tylko 30 ha. W gminie Gdów na wszystkich naszych polach posialiśmy soję. Nasze zasiewy można też spotkać m.in. w Kunicach, Gdowie, Ostrowie Szlacheckim, Ostrowie Królewskim, Rzezawie, Jawczycach, Liplasie, Fałkowicach, Winiarach, Dziekanowicach, Sierakowie.

– Która roślina wymaga najwięcej pracy?
– Powiedziałbym, że pszenica, bo musimy przeprowadzić dużo oprysków grzybowych, minimum 5, kukurydza wymaga już dużo mniej, bo tylko jednego zabiegu. Soja jest prostą uprawą, zadowalającą, sama pobiera azot i jest tańsza w uprawie. Trzeba zrobić tylko zaprawę bakteriami, jednak pole musi być czyste jak łza. Chwasty mordują soję, szczególnie groźna jest tzw. powójka, ale ją neutralizujemy. Po soi w polu zostaje dużo azotu, dlatego po niej siejemy pszenicę.

– Kiedy trzeba będzie zebrać plony?
– W tym roku soję zasialiśmy 20 kwietnia, zbiór przewiduję na 5 października, listki muszą być uschnięte. Sądzę, że w przyszłym roku zrobimy jeszcze rzadszy siew, żeby strąki były grubsze. Zbiór kukurydzy w tym roku będzie tak późno jak nigdy, przewiduję, że rozpoczniemy od 25 października. Sądzę, że dobra kukurydza to będzie dopiero w listopadzie.

– A potem suszenie?
– Tak, w gospodarstwie mamy nowoczesną włoską suszarnię, pełny automat nr 1 w Europie. Mierzy wilgotność, łatwa w obsłudze, chociaż jest trochę elektroniki, trzeba się na tym znać. Na dobę suszymy 300-350 ton. W Małopolsce nie ma nigdzie tak dużej suszarni. W ubiegłym roku pracowaliśmy od 21 października do 21 grudnia, 60 dni, wszystkie noce. Nie jest łatwo – zbiory trzeba przyjąć, zbadać, pomierzyć, zważyć, obsłużyć suszarnię. Stacja na gaz ziemny stała się bardzo droga i suszenie jest teraz mniej opłacalne. My suszymy tanio, wykorzystujemy ciepłe powietrze, jednak gdyby gaz był tańszy, byłoby nam łatwiej… Ale nie ma co narzekać, bo i tak w naszej branży najważniejsza jest pogoda. W tym roku na wiosnę lało, potem zrobiliśmy posiew, przyszła totalna susza, po niej deszcze, ale nie tak tragiczne jak w świecie. Wydawało się, że plon nie wzejdzie, na szczęście się udało, ale nie jest go tyle, ile się przewidywało.

– Rolnik musi pomyśleć nie tylko jak wyprodukować, ale też jak i kiedy sprzedać…
– Magazynowanie i trzymanie za wszelką cenę plonów często nie jest dobre. Zawsze jest dylemat: czy magazynować z nadzieją, że później będzie lepsza cena, czy sprzedać zaraz po żniwach? Teraz ceny są przewrotne, czasami drożej jest po żniwach, a potem tanio. Jak to robię 35 lat, czuję, kiedy będzie dobrze, umiem doradzić. W tym roku rolnicy nie byli zadowoleni, zaraz po żniwach tonę mokrej pszenicy można było sprzedać za 850 zł, niektórzy się nie zdecydowali, wysuszyli, zmagazynowali, po czym na wiosnę cena była taka sama. Ponieśli koszty, a cena nie wzrosła. Jak to się mówi: we wojnę albo się bij, albo usiądź pod drzewem i czekaj, aż się skończy…To samo w biznesie. W tamtym roku sprzedaliśmy pszenicę po 1400 zł za tonę, niektórzy liczyli, że będzie za 2000 zł, ale tak się nie stało.

– Czyli w Pana gospodarstwie jest uprawa, zbiór i przechowywanie. A czy będzie też przetwórstwo?
– Tak, kupiłem już nawet jedną linię przetwórstwa soi, ale docelowo chciałbym mieć dwie, myślę o tym… Brakuje mi jeszcze prasy do oleju. Najlepsze prasy robią na Ukrainie, niestety teraz ze względu na wojnę jest ciężko. Zastanawiam się, czy z Chin sprowadzać… Takich linii produkcyjnych w Polsce jest zaledwie kilka. Chcielibyśmy przetwarzać 50 ton na dobę, skupować z okolicy soję. Praca byłaby przez cały rok. Suszarnia, którą obecnie posiadamy i obsługujemy, daje pracę tylko na 2 miesiące.
Jak wiadomo Unia Europejska zakazała produkcji z GMO, ale trwa jeszcze okres przejściowy, natomiast rolnicy muszą się już do tej sytuacji przygotować. Swoje dajesz, przetwarzasz, sprzedajesz olej i śrutę – moja produkcja byłaby wolna od GMO. Można pakować w małe worki i stosować do skarmiania np. ryb czy krów. Soję przyjmowałbym od wszystkich, nie tylko z własnej produkcji. Mokrą można od razu puścić na linię produkcyjną, nie trzeba jej suszyć, jak w przypadku przechowywania, co zmniejsza koszty. Taki mam pomysł na dalszą działalność.

– Czy w przyszłości zamierza Pan ukierunkować się na soję?
– Uważam, że trzeba mieć wszystko: zboża, soję i kukurydzę.

– Jaki sprzęt rolniczy możemy zobaczyć w Pana gospodarstwie?
– Sprzętu mamy dużo – jest m.in. kombajn, przystawka do kukurydzy, heder do zboża, traktory, siewnik zbożowy, do soi, opryskiwacz, pług, spulchniacz, brony, głębosz i wspomniana wcześniej linia do przetwórstwa soi. Chciałbym jeszcze wybudować dwie hale, mam nadzieję, że inwestycję uda się rozpocząć jeszcze w tym roku.

– Jakie napotyka Pan trudności?
– Nie zawsze wszystko się udaje, w 2013 roku próbowaliśmy powiększać zasięg produkcji, dzierżawiąc pola na Słowacji, posadziliśmy tam kukurydzę, ale nie skończyło się to dla nas korzystnie. Ciężko jest teraz robić coś na dużą skalę; ludzie są niezadowoleni, przeszkadza im m.in. ciągły hałas. Dlatego staramy się, aby produkcja była jak najmniej uciążliwa dla społeczeństwa. Coraz większe koszty zmuszają nas do szukania alternatywnych źródeł energii. Planujemy założyć panele fotowoltaiczne na dachu. Posiadamy również gleby klasy IV i V, na nich chcemy stworzyć farmę fotowoltaiczną, aby linia produkcyjna soi była samoopłacalna. Projekty już powstają.

– Życzymy ich realizacji.

Rozmawiała: Wioleta Chmiela

Udostępnij: