Latem Centrum Kultury w Gdowie ogłosiło konkurs na najpiękniejszy, artystyczny ogród w gminie. Jego hasło, brzmiało: „Ogrodu serce mocniej zabiło”. W tym pięknym współzawodnictwie bezapelacyjnie zwyciężył „Tajemniczy ogród” Grażyny Feliks z Liplasu, drugie miejsce zajął „Ogród w zgodzie z naturą” Renaty Pieprzyk, a trzecie – „Moje Królestwo” Magdaleny Musiał z Gdowa. „Bukszpanowy ogród z nutą artyzmu” Magdaleny Bułat zasłużył na wyróżnienie oraz najwyższe uznanie internautów, wyróżniona też została „Polana” Adama Kotarby z Fałkowic. W czasie Pikniku Rodzinnego wójt Zbigniew Wojas i dyr. CK Wioleta Chmiela wręczyli nagrody laureatom.
Jurorki: Anna Suchoń i Maria Kulma z CK oraz Agnieszka Graboś z UG Gdów pod uwagę w brały: różnorodność nasadzeń i sposób utrzymania drzew, krzewów, trawników i kwietników, inne elementy dekoracyjne (rabaty i murki kwiatowe, pergole, kwietniki, itp.), pomysłowość i oryginalność rozwiązań, oraz ogólne wrażenie artystyczne i estetyczne. Warto to wiedzieć, przygotowując się do kolejnego konkursu.

Zaczarowany ogród pani Grażyny Feliks z Liplasu ma już prawie 30 lat. Stary sad zamieniał się stopniowo w piękny park pełen kwiatów, drzew i krzewów dobieranych tak, by kolorowo było niemal przez cały rok. Nowsza część ogrodu skomponowana jest w ten sposób, aby znalazło się w niej miejsce na bezpieczne zabawy wnuków; jest gdzie pobiegać, pograć w piłkę.
Okazów i gatunków rosnących w ogrodzie nie da się ani wymienić, ani policzyć, bo rozmaitość roślin sadzonych przez kolejne dziesięciolecia jest ogromna. Są drzewa, krzewy, kwiaty, trawy. Jest oczko wodne z nenufarami, jest fontanna i wiele uroczych zakątków, gdzie można by się zasiedzieć słuchając ptaków, szumu wody, patrząc na jaszczurki, pająki, rybki albo żaby. Co kto woli. Samemu nie jest się tu nigdy. Lokatorów – dzikich, lecz prawie oswojonych – spotkać można o każdej porze.

– Na sosnach nocują bażanty, słychać sowy, świtem przylatuje dzięcioł zielony, są kosy i kwiczoły – opowiada pani Grażyna.
– W ogrodzie zadomowił się także jeż, który systematycznie podjada karmę dla kotów.
A w domu, na balkonie zamieszkały młode sierpówki, które wypadły z gniazda. Nowe lokum znalazły w wiklinowym koszyku zawieszonym na tarasie. Są tam bezpieczne, a rodzice mają do nich łatwy dostęp. Pisklaki rosną na potęgę i pewnie niedługo wyfruną z nietypowego gniazda.
Prawie 60-arowy ogród, a właściwie park, jest autorskim dziełem pani Grażyny, która z pomocy korzysta wyłącznie wtedy, gdy absolutnie musi. Tylko na koszenie monopol ma mąż, a córka specjalizuje się w porządkach. Ale cała reszta to domena właścicielki, która jednak absolutnie nie narzeka na nadmiar zajęć. Praca w ogrodzie nigdy jej nie męczy. – Nie nadaję się do biernego odpoczynku, nie potrafię bezczynnie siedzieć – mówi pani Grażyna. – Dzieci śmieją się ze mnie, że jak nie ma co robić, to znajduję sobie pracę. A ja na ogrodzie odpoczywam. Tam potrafię się od wszystkiego odciąć, a kiedy chcę – to i „zgubić” tak, że nikt mnie nie może znaleźć. Ogród jest przecież długi na 200 metrów, zarośnięty, ma pełno zakamarków…

Pani Grażyna dostawała i dostaje sadzonki na każdą okazję – imieniny, urodziny, Dzień Matki, Dzień Babci… I tak nazbierały się setki – o ile nie tysiące – roślin różnych gatunków. I zestaw narzędzi do ich pielęgnacji, bo wystarczy wspomnieć, że coś by się przydało, a rodzina w lot podchwytuje pomysł na kolejny prezent.
– Jeśli chodzi o drzewa i krzewy, stawiam na szczepione, niezbyt wysokie, bo łatwiej je pielęgnować – zdradza pani Grażyna. – Gdy wymieniam stare drzewo, kupuję w jego miejsce takie, które nie rośnie wysoko.
Niektórzy z zazdrością wyliczają, ile też musiało kosztować urządzenie takiego królestwa – właścicielka odpowiada wtedy spokojnie, że to kwestia wyboru – nie wydaje pieniędzy na papierosy, alkohol, wycieczki, czy ciuchy, tylko na ogród.
Pani Grażyna, z wykształcenia technik- rolnik od lat prowadzi w Liplasie kurzą fermę. To również jej pasja, bo zawsze chciała być blisko przyrody.
Właśnie ze względu na tę pracę stworzyła niezwykły ogród. Wiedziała, że ferma przykuje ją do tego miejsca, więc chciała, by było ono jak najpiękniejsze. Udało się na medal. Wymagało to jednak nie tylko zamiłowania, ale i systematycznej pracy niemal przez okrągły rok, bo w ogrodzie zawsze jest coś do zrobienia – zasadzenia, przycięcia, wyrwania, skoszenia, porządkowania. Ale satysfakcja jest ogromna: – Zachęcam wszystkich, by próbowali stworzyć własny ogród, nie bali się tego wyzwania. To nie jest takie trudne – przekonuje pani Grażyna.
Właścicielka zawsze ma pod ręką łopatę sztychówkę, kopaczkę, a w kieszeni – albo w dłoni – sekator. Nie ma natomiast… zegarka, bo twierdzi, że szczęśliwi czasu nie liczą. A ona jest szczęśliwa i to nie tylko dlatego, że nazywa się Feliks. Mąż, troje dzieci, dwie wnuczki i wnuczek, praca, którą lubi i przepiękny ogród, który kocha i w którym realizuje swoje pasje. Co więcej potrzeba?

Na „Ranczo Feliksa” wciąż ktoś zagląda – m.in. młode pary, które w romantycznej scenerii pragną uwiecznić pierwsze chwile po ślubie. Bywają też okazje całkiem przyziemne – zakupy jajek na fermie. Sporo wśród zwiedzających jest turystów, zwłaszcza tych na dwóch kółkach, bo obok biegnie ścieżka rowerowa. Niektórzy przyjeżdżają specjalnie z bliska i daleka, m.in. z Krakowa, by zobaczyć ogród, który zyskał miano najpiękniejszego w gminie Gdów, ale śmiało mógłby się ubiegać o tytuł najpiękniejszego co najmniej w Małopolsce. O jego istnieniu dowiadują się ze strony internetowej Rancza Feliksa, prowadzonej przez córkę pani Grażyny.
Barbara Rotter-Stankiewicz