W przydrożnym niebie coraz piękniej i… tłoczniej

Na skraju dróg, przy polnych miedzach, wśród lasów i nad wodami. Spore budowle, albo skrzyneczki przylgnięte do drzew niczym budki dla ptaków. Kamienne, drewniane, metalowe… Kapliczki, krzyże, figury. Różne, ale zawsze wyrażające to samo: wiarę w bliskość Boga i świętych.

Zaufanie, że orędować będą za nami, pomogą w naszych ziemskich sprawach, zaopiekują się tymi, co odeszli, albo wyrażające podziękowanie za dobro, którego już za ich przyczyną doznaliśmy.

Takich znaków pobożności, na które spoglądają przechodnie, a mieszkańcy często spotykają się przy nich na nabożeństwach majowych, czerwcowych i różańcowych nie brakuje w polskim krajobrazie. Nie inaczej jest też na Ziemi Gdowskiej. W niewielkiej gminie istnieje ponad 150 przydrożnych fundacji, z których najstarsze pochodzą z początku XIX wieku, najnowsze liczą kilka tygodni. Przeważnie ustalenie daty powstania, intencji i fundatorów nie przysparza kłopotów, ale niekiedy jest to wręcz niemożliwe.

W roku 2015 Stowarzyszenie Przyjaciół Ziemi Gdowskiej postawiło sobie za cel sporządzenie dokumentacji i tak powstała publikacja „Niebo przydrożne”. Od czasu jej wydania wiele się zmieniło, niektóre z zabytkowych kapliczek, krzyży i figur zostały odrestaurowane. Między innymi w roku 2018 dawny blask odzyskała kapliczka Matki Bożej Gdowskiej w Fałkowicach. Była to inicjatywa pań z tamtejszego Koła Gospodyń Wiejskich, druhów z OSP i Rady Sołeckiej. Dwa lata później, m.in. z funduszy zebranych przez mieszkańców odnowiono figurkę przy „Agronomówce” i krzyż przy „Filipce” w Zręczycach. Kilka miesięcy temu zakończył się natomiast remont zbudowanej w 1875 roku kapliczki Matki Bożej Różańcowej z Dzieciątkiem w Książnicach. W najbliższej przyszłości rozpocznie się renowacja pochodzącej z roku 1902 figury św. Jana Nepomucena w Kunicach, na remont której pozyskano już 11 tys. zł dofinansowania z Województwa Małopolskiego w ramach konkursu pn. „Kapliczki Małopolski 2024”. Wartość zadania wynosi 33 210 zł.

Prace renowacyjne przy gminnych kapliczkach to domena mieszkańca Winiar, pana Eugeniusza Kasprzyka (na zdjęciu drugi z prawej). Na swoim koncie ma ich już kilkadziesiąt, a najbliższa jego sercu jest zawsze ta, którą się właśnie zajmuje.

– Do każdej konserwacji trzeba podchodzić inaczej, bo różne są problemy, zniszczenia i dzieje tych obiektów. Kiedyś zbudowanie kapliczki kosztowało mnóstwo pracy – trzeba było bez użycia maszyn kamień wydobyć, przywieźć, ociosać i zmontować. Kucie piaskowca jest bardzo niezdrowe, maseczek nie używano, więc nic dziwnego, że kamieniarze dożywali ledwie pięćdziesiątki. Zawsze staram się poznać historię fundatorów, o których pamięć często całkowicie się już zatarła. Niekiedy pomocne są stare zdjęcia, zapiski w księgach parafialnych. Często wizerunki świętych są zupełnie zniszczone. Imiona fundatorów są tropem do odtworzenia atrybutów i rozpoznania tych świętych. Żeby odtworzyć napis, często trzeba szukać śladu dłuta w zmurszałym kamieniu pod wieloma warstwami lakieru – mówi pan Eugeniusz, który znakomitą szkołę przeszedł pracując przez kilka lat przy renowacji kolejnych kaplic w katedrze na Wawelu, a potem na cmentarzu Rakowickim. Jedną z pierwszych prac wykonanych na terenie gminy była renowacja znajdującej się na cmentarzu parafialnym w Gdowie pomnika „Rachel Płaczącej” na kopcu Powstańców z 1846 r. Pan Eugeniusz wykonał ją pod kierunkiem Ryszarda Ochęduszki, szefa konserwacji kamienia z Wawelu. Potem o odnowę kamiennych kapliczek zwracali się już mieszkańcy gminy.

Renowacja przydrożnych budowli przez amatorów polegała zwykle na dokładnym pomalowaniu farbami olejnymi, które niszczą kamień. – Czasem pod skorupą z lakieru jest… pustka, bo piaskowiec się zdezintegrował, zamienił się w piasek. Pod warstwami farb olejnych traci spoistość, powłoka uniemożliwia jego „oddychanie” – dodaje.

Przystępując do renowacji najpierw kamień trzeba oczyścić, w razie potrzeby utwardzić odpowiednimi substancjami, odczekać, uzupełnić, uczytelnić detale, a na koniec znowu zaimpregnować środkami hydrofobizującymi. Remont trwa więc długo i nie sposób z góry określić, ile czasu pochłonie, bo wszystko zależy od stopnia zniszczenia. Najgorzej jest wówczas, gdy okazuje się, że fundament jest niestabilny. – W takim przypadku trzeba kapliczkę rozebrać, a to budzi najwięcej emocji, bo nigdy nie wiadomo, czy całość się nie rozsypie – mówi pan Kasprzyk, a jego żona Jowita wspomina, jak trzeba było odtworzyć obiekt w Kawcu. – Figurka była… pozbierana z pola. Kawałki leżały na dwóch paletach. Mąż musiał ją poskładać jak trójwymiarowe puzzle. Posłużył się do tego, jak zwykle przy układaniu stopni, rozrysowaniem elementów w skali.

Ale pan Eugeniusz nie tylko odnawia zabytki – w maju w Zręczycach poświęcona została kapliczka, której powstanie od podstaw koordynował. Ponad trzymetrowa figura z piaskowca stanęła nieopodal domu i sklepu, który prowadzą przy drodze do Stryszowej fundatorzy – państwo Halina i Marek Kasprzykowie. – To było ogromne wyzwanie, żeby zaprojektować całość. Przygotowywaliśmy się do budowy długo, ale to bardzo przyjemne doświadczenie. Autorkami rzeźby Matki Boskiej Gdowskiej oraz płaskorzeźb przedstawiających Michała Archanioła, św. Piotra, św. Krzysztofa i  św. Ritę są krakowskie artystki: Katarzyna Jeneralczyk-Fiołek, absolwentka Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki oraz Sylwia Marszałek-Jeneralczyk, asystentka w Pracowni Rzeźby krakowskiej ASP. Była to ich pierwsza – ale jak zapewniają – nie ostatnia tego rodzaju praca. Zwieńczający krzyż wykonał rzeźbiarz z Krakowa, nieżyjący już Wojciech Garnek.

Ostatnio w Zręczycach-Zaprzykopiu przybyła kolejna kapliczka. Maleńka, drewniana, przytulona do strzelistego świerka. „Zamieszkał” w niej święty Szarbel (Charbel), libański mnich i pustelnik, którego w roku 1977 kanonizował papież Paweł VI.

– Kapliczki są wyrazem naszej wiary, drogowskazami do wartości duchowych. Musimy się liczyć z krytyką tych, którzy sądzą, że to forma bałwochwalstwa, ale to przecież znaki, które mają przypominać o świętych, o wartościach chrześcijańskich – uważa Eugeniusz Kasprzyk.

To dobrze, że mieszkańcy i gospodarze Ziemi Gdowskiej troszczą się o te symbole, że ich przybywa. A jeszcze lepiej, jeśli biorą sobie do serca przesłanie, jakie płynie z „przydrożnego nieba”.

Barbara Rotter-Stankiewicz

Udostępnij: