Wszystko co nas spotyka, jest po coś

Karol Łojek jest pedagogiem i psychoterapeutą. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim. Swoje doświadczenie szlifował w Polskim Instytucie Psychoterapii Interaktywnej, ukończył też szkolenie z zakresu zapobiegania narkomanii. Był ekspertem w programie Ewy Drzyzgi, „Rozmowy w toku”. Pracuje już od 20 lat i pomaga tym, którzy zagubili się w życiu; utracili miłość, zmagają się ze śmiercią kogoś bliskiego, mają kłopoty w pracy, czy problemy osobowościowe. Jest ekspertem w leczeniu agresji i nerwicy, uzależnień, depresji, fobii i lęków. Pomaga rodzinom, parom i osobom indywidualnym, a także rodzicom mającym problemy wychowawcze z dziećmi – prowadzi bowiem psychoterapie młodzieżowe. Od kilku lat jest pedagogiem w gdowskim Zespole Szkół.

– Jak Pan, działający głównie w Krakowie, rozpoczął pracę z gdowską młodzieżą?

– Wiosną 2018 roku, ks. Tomasz Jajecznica zaprosił mnie do przeprowadzenia w ramach rekolekcji zajęć z zakresu profilaktyki uzależnień dla młodzieży Zespołu Szkół w Gdowie. Zajęcia na tyle zaciekawiły uczniów, że pani dyrektor zaproponowała mi stałą współpracę w charakterze pedagoga szkoły.

– Czy problemy, które pomaga Pan rozwiązywać młodym i rodzinom zmieniły się w ostatnim czasie?

– I tak i nie, bo choć problemy mają nowe odsłony, to jednak powody ich występowania pozostały te same. Można rzec: te same sprawy i trudności w nowszej rzeczywistości. Najczęstszymi problemami, z którymi się spotykam jest samotność i brak zrozumienia młodego człowieka przez rodziców, czy inne ważne osoby dorosłe. Te czynniki doprowadziły do bardzo dużego wzrostu prób samobójczych wśród ludzi do 24 roku życia. Już teraz życie próbują sobie odebrać nawet 7-latki. Niesie to ze sobą dużo smutku, bo młody człowiek, który często woła o pomoc, nie może z racji swojego wieku podjąć samodzielnie decyzji o rozpoczęciu psychoterapii, a rodzice bardzo często zaprzeczają problemowi. Zwykle sami się wstydzą, że taka łatka osoby „chorej psychicznie” pozostanie nie tylko z ich dzieckiem, ale i całą rodziną, a co wtedy ludzie powiedzą? Jakim jestem rodzicem? Kryzys kompetencji rodzicielskich oraz lęk przed odrzuceniem społecznym często uniemożliwiają pomoc młodemu człowiekowi.

– Mam wrażenie, że nie tylko w tym wypadku przez rodziców przemawia fałszywa ambicja. Chcieliby, żeby ich dziecko było ideałem pod każdym względem, żeby mogli się chwalić jego talentami, wynikami w szkole, a później zawodem, czy miejscem pracy.

– To w pewnym sensie naturalne, ale zbyt często skupiamy się na tym, jak nasze dziecko się uczy, jak się ubiera, co inni o nim, a pośrednio o nas pomyślą. Przestajemy akceptować nastolatka, bo ma swoje zdanie, nie chce się podporządkować. Pomyślmy czasem, jakiego człowieka chcemy wychować, zastanówmy się, czy ktoś, kto jest podporządkowany, ma szansę w tym świecie na sukces? Akceptujmy nasze dzieci takie jakie są, bo w przeciwnym razie znajdą sobie innych – takich, którzy nie będą chcieli ich zmieniać, a my pozostaniemy w samotności. Nauczmy się cieszyć tym, że mamy dzieci…

– W jaki sposób pandemia wpłynęła na młodych? Przebywanie na okrągło w domu, odcięcie od szkoły, rówieśników, godziny nauki przez internet nie pozostają przecież bez znaczenia… Jakie są negatywy – a może pozytywy – obecnej sytuacji – dla uczniów i rodziców?

– To zależy od wielu czynników. Jeżeli młody człowiek ma właściwą, opartą na szacunku i akceptacji relację z rodzicami, dobre warunki socjalne umożliwiające mu zdalną naukę, wewnętrzną motywację do rozwoju, czy nie jest zwolennikiem spotkań towarzyskich, wówczas obecna sytuacja może nawet wspierać jego rozwój. Znam młodych ludzi, którym okres pandemii pomógł. Mieli więcej czasu na pracę w domu, rozwijanie swoich pasji, dostali się do bardzo dobrych szkół, chociaż i oni narzekali, że nie mogą spotkać się ze znajomymi i pojeździć na rowerze. Odnoszę jednak wrażenie, że większość uczniów, podobnie zresztą jak i zdalnie pracujących osób dorosłych, ma problem z samodyscypliną. Nauka zdalna daje większe możliwości do „wymigiwania” się od obowiązków. Jednak nie to jest często największym problemem obecnej sytuacji.

– Jaki więc jest ten najistotniejszy?

– Dotychczas rodziny przeżywające trudności mijały się w domu. Dorośli dużo pracowali, młodzież chodziła do szkół, później spotykała się ze znajomymi. Do konfliktów rodzinnych dochodziło w weekendy, kiedy to wszyscy razem mogli wreszcie „porozmawiać”. Obecna sytuacja sprawiła, że „weekendowe” kłótnie w wielu domach stały się codziennością. Wzrosło zjawisko przemocy domowej, a ograniczony dostęp do pomocy psychologicznej, dodatkowo sytuację utrudnia. Bywa, że do konfliktów dochodzi na tle zdalnej nauki. Wyobraźmy sobie, że rodzina składająca się z rodziców oraz dwójki dzieci w wieku szkolnym mieszka na 35 mkw i mają jeden komputer do pracy. Muszą decydować, kto i kiedy bierze udział w zajęciach. Na szczęście nauczyciele rozumieją takie trudności, a nawet mogą w ich rozwiązaniu pomóc. Należy o tym szczerze rozmawiać, bo tylko wtedy może pojawić się zmiana.

– Komputer, który dzieciom kojarzył się z zabawą, z przyjemnością nagle stał się „pomocą szkolną”. Czy jest szansa, że ślęczenie przed ekranem obrzydnie młodym ludziom? Przecież nawet najlepsze konfitury przestają smakować, gdy się ich zje za dużo…

– Co do obrzydnięcia komputerów, to mam nadzieję, mówiąc humorystycznie, że dzieci naszej obecnej młodzieży, będą buntować się przeciwko rodzicom, odmawiając siedzenia przy komputerze. A na poważnie to komputer dotychczas był odciągaczem od nauki, i zarzewiem wielu rodzinnych kłótni, myślę, że już teraz wielu młodych ludzi chętnie odeszłoby sprzed monitorów i poszło spotkać się ze znajomymi. Ciekawa w tym kontekście jest postawa młodych ludzi względem pandemii. Mają jej dosyć i gotowi są zaryzykować swoje zdrowie, by móc funkcjonować jak wcześniej. Podobnie czują dorośli: nie chcą lockdownu – chcą móc pracować, zarabiać na wydatki, kredyty i tak, jak ich dzieci gotowi są zaryzykować swoje zdrowie.

– Czy możliwy jest „powrót do przeszłości” – na jak długo pozostaną ślady pandemii w psychice dzieci i dorosłych?

– Wszystko zależy od naszego podejścia do obecnej sytuacji. Ludzie, którzy umieją zaakceptować tę sytuację, radzą sobie w niej, dostosowują się do tego co ich spotyka, a nawet potrafią odnaleźć szansę w tym co się dzieje, nie powinni mieć większych trudności. Oczywiście brak spotkań ze znajomymi rzuca cień straty tego co było, ale jak często mawiam – wszystko co nas spotyka, jest po coś. Możemy nie rozumieć większego sensu w tym punkcie życia, w którym jesteśmy, ale nic się nie dzieje bez powodu, a jeżeli nie znamy powodu, znaczy to, że powód jest nam nieznany, a nie – że go nie ma. Częściej niestety spotykamy ludzi mających problem z akceptacją otaczającej rzeczywistości i tu może dojść do trudności w obszarze emocjonalnym. Mogą pojawić się stany lękowe, depresyjne czy nawet psychozy. Wszystko zależy od tego, jaki bagaż wnosimy w obecną sytuację. Bardzo trudno jest mi powiedzieć, czy powrót do zdrowia w pełni nastąpi.

– Jak można pomóc tym, którzy ciężko znoszą obecną sytuację, gdzie się mają zwracać?

– W pierwszej kolejności należy zatelefonować do Punktu lub Ośrodka Interwencji Kryzysowej, które działają w każdym powiecie. Stamtąd dyżurny psycholog pokieruje rozmówców do właściwej dla ich problemu placówki, gdzie otrzymają pomoc. Można też skorzystać ze wsparcia psychologów w Miejskim czy Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. W Gdowie takie porady, interwencje i terapie prowadzone są od wielu lat. W okresie pandemii preferowany jest oczywiście kontakt telefoniczny lub internetowy.

Rozmawiała: Barbara Rotter-Stankiewicz

Udostępnij: